TATIANA ŻITKOWA
Łotwa
Urodzona w Jarosławiu (Rosja), absolwentka wydziału matematyczno-fizycznego Jarosławskiego Instytutu Pedagogicznego imienia K.D. Uszyńskiego. Przez pewien czas uczyła w szkole matematyki. Od r. 1981 mieszka w Rydze. Poetka, redaktorka, tłumaczka, autorka trzech zbiorów wierszy oraz wielu publikacji w łotewskich i zagranicznych antologiach i almanachach. Przekładana na języki: angielski, bułgarski, macedoński, serbski, czeski, chorwacki, polski. Członkini Słowiańskiej Akademii Literatury i Sztuki oraz Związku Pisarzy Rosji, jest także prezesem Międzynarodowego Stowarzyszenia Pisarzy i Publicystów MAP oraz redaktor naczelną pisma „Czas obecny”.
Ogień
Złotokędzierzawy ogień
w półcienistym sadzie
na wesołych polanach
rozhuśtał się tańcem.
Zapłonęły dłonie
i kwiaty na wietrze
rozpaliły się światłem
na ekranie zmierzchu.
Zwijał się i drążył,
wokół siebie krążył,
tworzył nową formę
w walce sinusoid
uchodzących w nicość,
w miraży rozterkę,
w sferę boskich kształtów
ulotnie prawdziwych.
Patrzę na ognisko
i w jego literach
staram się odczytać
zakazane słowo…,
Ale noc zapada
i blednie ognisko
unosząc w ciemności
swe złociste wzory.
Tłumaczył Aleksander Nawrocki
ELENA SUTRA
Łotwa
Urodziła się w Rosji, mieszka w Rydze. Absolwentka wydziału rusycystki i slawistyki Uniwersytetu Łotewskiego. Dziennikarka, poetka, redaktorka., autorka licznych publikacji w łotewskiej i rosyjskiej prasie, a także w międzynarodowych antologiach poezji.
***
dziś bosymi nogami
po odłamkach twojej duszy
przejdę się liściastą jesienią
w światłach śpieszących samochodów.
nie trzeba wsiadać do pociągu
i liczyć rozjazdy,
umęczony ziemskimi sprzeczkami
położyłbyś się obok mnie.
druty biegną za oknami,
a w szklankach herbata,
drzewa ponure i mokre...
dotknę twojego ramienia
w półmroku przedziału nie można zasnąć.
monolog twoich warg – nie na miejscu.
jesteś moim ostatnim rycerzem,
co nie powrócił z barykad.
dziś bosymi nogami
brodziłam w potoku.
i żelaznymi mocnymi kablami
przykułam do dłoni dłoń.
Tłumaczyła Mira Łuksza
ALEKSANDER ŚNIEŻKO
Wilno
Urodził się w roku 1945 na Wileńszczyźnie. Po złożeniu matury w wileńskiej polskiej szkole nr 19 podjął studia w Ryskim Instytucie Inżynierów Lotnictwa Cywilnego, który ukończył z dyplomem radio-inżyniera. Następnie zgodnie ze skierowaniem pracował w lotnictwie w Kazachstanie. Po kilku latach powrócił na Wileńszczyznę. Wiersze A. Śnieżki w wydaniu książkowym po raz pierwszy ukazały się w roku 1985 w antologii poetyckiej „Sponad Wilii cichych fal”.
Autor pisze teksty piosenek dla „Kapeli Wileńskiej”, „Kabaretu Wujka Mańka”, zespołów estradowych „Drużbanci”, „Jagielloni” i wielu innych. W jego dorobku twórczym jest kilkanaście kaset magnetofonowych i płyt kompaktowych z piosenkami patriotycznymi, satyrycznymi, lirycznymi i religijnymi. Kilka jego piosenek weszło do stałego repertuaru chórów kościelnych Wilna i Wileńszczyzny. Od roku 1989 A. Śnieżko był sekretarzem Sekcji Literatów Polskich przy Związku Pisarzy Litwy, od roku 1999 – członkiem Związku Literatów Polskich. Jego wiersze były wielokrotnie wyróżniane na ogólnopolskich konkursach poetyckich i dotychczas zostały wydane w 15 tomikach poetyckich w Polsce i na Litwie. „Człowiek za burtą” i „Płonące żagle” – to przekłady z języka rosyjskiego wierszy Władimira Wysockiego, wydane w Warszawie w roku 1996 i w Wilnie w roku 2013. Wiersze A. Śnieżki były publikowane w języku polskim na Litwie, w Polsce i w Niemczech, a także ukazały się w przekładzie na język rosyjski, litewski i niemiecki. Weszły również w skład kilkunastu antologii poetyckich, wydanych na Litwie i w Polsce, a kilka z nich, w tym i „Sen Księcia Gedymina” włączono do podręczników dla szkół polskich na Litwie.
Czy pamiętasz, Polsko?
Płonie w mych wspomnieniach nasza wolność krwawa,
Wstaje nieśmiertelna sponad zgliszcz Warszawa,
Płoną w sercu barwy, czerwień obok bieli,
Jeden Bóg nas łączy, drugi Bug nas dzieli.
Czy pamiętasz, Polsko, wileńskiego syna,
Co krwią maki skropił pod Monte Cassino?
Na ofiarnym stosie kładli młode głowy
Chłopcy – Kresowiacy z Grodna i ze Lwowa.
Niech ma Bóg w opiece, klęski precz odniesie,
By się nie powtórzył nigdy krwawy wrzesień.
Dzisiaj my daleko, dzielą nas rubieże,
Kto Cię ma, Warszawo, jutro bronić szczerze?
W swych szeregach zbrojnych dzisiaj nas nie szukaj,
Nie ma Orląt Lwowskich, nie ma tam Wilniuka.
Czujna bądź, Syrenko, nie opuszczaj miecza
– Litwa dziś już obca, nie chce przyjść z odsieczą.
Niech Ci sił wystarczy, gdy krew spłynie w Wiśle,
Ja Ci, jako tarczę, serce swoje wyślę.
Czym Ci, droga Polsko, jeszcze pomóc mamy?
– Przyjmij te modlitwy spod stóp Ostrej Bramy.
DANUTA BŁASZAK
USA – Orlando
Urodzona w Warszawie, mieszka wraz z rodziną w Orlando na Florydzie. Studiowała teorię kształtu i przestrzenie nieskończenie wymiarowe na Wydziale Matematyki Uniwersytetu Warszawskiego. Ukończyła też pomagisterskie studia dziennikarskie. Od roku 1995 redaguje portal Miasto Literatów 2000++. Promuje literaturę polską m.in. jako redaktor integracyjnej serii Contemporary Writers of Poland, do której zapraszani są wybitni pisarze z całego świata, również ci bez polskich korzeni. Poetka, reporterka, tłumaczka literatury pięknej. Wielokrotnie nagradzana. Uhonorowana medalem „Zasłużona dla Kultury Polskiej” i wieloma nagrodami literackimi, m.in. za wiersze o tematyce lotniczej. Kocha przyrodę i niebo ponad nią. Posiada polską licencję paralotniową i licencję spadochronową (A-license), którą uzyskała na Florydzie.
lotnik i dziewczyna, I
wiesz Ryszardzie czasami stoję na balkonie wśród białych prześcieradeł
pachnących mydłem
niebo mnie wabi
i nie wiem co wybrać
skrzydła czy żagle
pianę kumulusów czy falistość jezior
boję się czaru przestrzeni
odległości magnetyzmu nieba
nigdy nie bałem się przestrzeni choć mówią
że tylko głupcy są wolni od lęku
tylko raz paniczny strach
nocny lot w listopadowej mżawce
nad grubą warstwą chmur gładką jak lustro
kosmos miła bez boga bez ziemi
w dole gwiazdy i ostry krzyk księżyca
niebo nade mną niebo pode mną
wykonałem lot według przyrządów to pomogło przetrwać
później stary lotnik mi powiedział że tak bywa
że niebo odbija się w gładkiej tafli chmur jak w lustrze
znamy się tylko z listów boję się spotkania
moje oczy niebieskie przestraszone
patrzą na mnie z lustra
ALEKSY WRÓBEL
Londyn
Animator kultury, poeta, kompozytor, tłumacz. Założyciel i lider grupy artystycznej KaMPe, promującej młodych poetów, muzyków, fotografików, malarzy. Autor tomików wierszy: ,,Ziarenka czasu’’, ,,Piosenki" oraz (muzyka i słowa) płyty z piosenkami pt. ,,wyznania pana A''. Organizator Festiwali Poezji Słowiańskiej w Londynie.
***
Jesteśmy mistrzami świata w dzieleniu się
na połówki, ćwiartki, ileś ósmych, szesnastych,
tylko bóg wie, na jakie jeszcze cząstki.
Wieszcz powiedział, że jesteśmy jak lawa,
a my jesteśmy jak granit wyobrażający wzniosłość.
Twardzi i strukturalnie nie do zdarcia.
Lecz własną mocą dzielimy się na skalne głazy,
tłuczeń, kamyki, piasek, aż stajemy się pyłem.
I przychodzi ktoś. Jednym ruchem miotły,
jednym dmuchnięciem, jednym chluśnięciem,
usuwa nas z pola ważności.
Jednym ruchem miotły, dmuchnięciem, chlustem,
nieulękłych spod Somosierry i Monte Cassino.
BENEDYKT KOZIEŁ
Połaniec
Obrazek
Na strychu
w starym zeszycie dziecka
znalazłem siebie
obrazek ze słów
przypominałem sobie
tamtą obecność
tamto zostawianie siebie
na później
przypominałem sobie
przynoszone
ogrody niespodzianek
kolory baśni
spisane światy
alfabety znaczeń
podróże w ciekawość
rozwijane drogi
przybliżane myśli
przypominałem sobie
nienazywaną troskę
odgadywanie dobra
dbanie
by rozpoznawane obrazy
nie powiększały odległości
do innych
nie zamykały drzwi
w zeszycie
dominowały
powroty z pracy
czas przed telewizorem
w czytanych słowach
jak i wspomnieniu
znajdowałem niedosyt
i nie wystarczało
jego zrozumienie
RENA MARCINIAK-KOSMOWSKA
Warszawa
Bóg moich dziadków
Bóg mego dziadka
był na pewno pięknym mężczyzną
i podkręcał wąsy
z pobłażliwym uśmiechem
przymykając wszechwładne oko
na drobne flirty miłostki
ilość kwart wypitego wina
cóż to jest wobec tej jatki na Bałkanach
podczas pierwszej światowej
głodu jaki gonił po górach cały oddział
a nawet tej zastrzelonej Serbki
która zadźgała kapitana
kiedy głaskał jej dziecko po głowie
Bóg mego dziadka
uśmiechał się wyrozumiale
Bóg mojej babki
był miłością
obejmującą cały świat
kiwał z zadowoleniem głową
kiedy babka wysyła syna
z koszykiem pełnym jadła
do małej Ryfki ukrytej w cegielni
dzieciak musi zjeść coś gotowanego
ten jej surowy Jehowa
nie może się gniewać
że to nie jest koszerne
potem wręczała kobiałkę pradziadkowi
trzeba do piwnicy w sadzie do tego rannego
dzisiaj ruska wigilia
niech człowiek ma święto
„ale przecież on…”
niech ojciec da spokój
niewierzący też człowiek
i marzy o świętach
jeszcze trzeba zawołać sąsiadkę na obiad
ona taka zgorzkniała
niech się przy nas ogrzeje
i cóż z tego że zrzęda
może jej się zmarszczki na duszy wygładzą
Bóg mojej babki
był nieustannym wybaczaniem
toteż wracali do domu
marnotrawni mężczyźni
nawet z najdalszej rodziny
dlaczego
pyta jeden z nich
(który niedawno wrócił z emigracji)
dzisiejszy Bóg naszych bliskich
jest taki srogi i bezwzględny
taki bezlitosny
i w niczym nie przypomina
Boga naszych dziadków