ALEKSANDAR PETROV
Serbia
Warszawa. Jerozolima
Dwóch braci. Jedna siostra.
Urodzeni w tym samym
dwudziestym wieku.
Brat urodzony w Rosji.
Brat urodzony w Niemczech.
Siostra w Polsce.
Wszyscy troje urodzeni w tym samym pokoju.
Brat nie Rosjanin
ma syna Francuza.
Brat nie Niemiec
ma syna, który nie jest Francuzem.
Ani Polakiem. Ani Rosjaninem.
Syn jest własnym przodkiem.
Siostra synów nie ma.
Ona jest wieczną panienką,
Przezroczysta niczym powietrze.
Lekka jak popiół.
POEZJA BIAŁORUSKA W POLSCE
JAN CZYKWIN
Fenomen dnia
Dzień się starzeje... niby brulion gorze
I w proch się spopiela fenomen dnia.
A popiół – co nam przynieść może?
Dzień się starzeje i wszystko z nim się zmienia:
Studnia i wiadro, i woda studzienna,
Dróżka do domu, ścieżka do strumienia;
Ojcowska głowa starsza i usta matki więdną
Tak, jak dziewczęce piersi i jak ogrodów piękno,
Starzeje się nam jadło i nić przędziwa cienka;
Ulica się starzeje, sąsiedzi, złość i donos,
Każdy spośród ministrów i biurokratów grono,
Idole na portretach – za życia i po zgonie;
Idee postarzały, i radość, i ból duszy,
I postarzała troszkę ogromna pustka ciszy,
I całkiem się zestarzał hymniczny ton klawiszy.
Dzień się starzeje… Z nim – starość snu i ducha,
Światło ucichło, muzyki muszej słucha,
Starzeje się słońce, dogasa ognia smuga.
Ja, w dziuplę zagnany, w ciemności niby sowa,
To prawdę, to znów fałsz mackami anten łowię
Czując, jak z drobin szklistych odrasta dnia fenomen.
Tłumaczyła Elżbieta Feliksiak
MIRA ŁUKSZA
Wiera
Odlewa się słowo w ołowiu, nawet to lekkie jak motyl.
Rybką się w dłoni układa, stygnie, lecz dalej parzy.
Wiera z rodu Sochorów schyla swe rude loki,
Łomocze i śpiewa poezję jej stary wielki linotyp.
Wiera Popowa, drukarka, cicha, z rodu drukarzy.
Wielkie hale drukarni, pachnące farbą, żelazem,
W wielkie kwiaty ozdobi, co piąć się będą po szybach;
Mając ją tamtą w pamięci, wiotką, szesnastoletnią,
Liście upuszczą rośliny, ściany pochylą się razem,
Czasem, gdy noc już zapada, stuka linotyp na niby,
Jakby „Niwę” drukował; słowo się w ołów nie zetnie.
Nosi Wiera po mieście uśmiech swój piegowaty,
Pies obok kroczy stareńki, też chory i niespokojny.
W śmieciach murszeją gazety, na słupach blakną plakaty.
Wiera się chwyta za serce: „Byle nie było wojny!”
ŁYCZEZAR SELIASZKI
Bułgaria
Elegia ziemi
Nieutulona ziemia –
pod krzyżem i pod półksiężycem
pod pługiem i pod sierpem,
pod ogniem i pod jesienią…
Człowiek niczym kret
nie ustaje grzebać w tobie –
znów i znów –
po chleb, po wodę i po śmierć
ALEKSY WRÓBEL
Londyn
Droga do babci
Skok przez próg, dąb i cztery lipy.
Krawiec, szewc, Ania, pomnik.
Robotniczy, ten dom gdzie zimą gile,
Stara Gmina, koniec miasta,
zielono. Ścieżką obok strumyka
i w lewo, i w prawo,
gdzie w krystalicznej wodzie pod górkę
piskorze i raki. między falujące zboże.
Ten dom z tulipanami. Kapliczka.
Zwężenie, Wiewiórka w klatce.
sztachetowy płot, Skręt za masarzem,
pod górkę i na wprost grobla i na wprost
kamienna brama do Świętej Katarzyny.
Chwila w innym świecie.
Mokry znak krzyża
i freski z sufitu między rzęsami.
Przez plebanię, mijając stary spichlerz,
lipową aleją pod pałac.
Okiem przez kratę bramy
i biegiem w objęcia Bażańca.
Ścieżką przez Pańskie,
wiejską droga i miedzą rzeźbioną koleinami,
wśród sitowia zdobiącego stawy
w Dołkach.
W lewo, W prawo,
obok łanów zboża, obok zarośniętego pidła
obok pasących się krów. na mostek i pod górkę.
Już widać Już widać
studnię pełną echa otoczony żywopłotem
u stóp domu z czerwonej cegły. pobielony, drewniany domek.
Stuk-puk Stuk-puk
do babci Stefani. do babci Katarzyny.